Czy spodziewaliście się, że temat jest tak obszerny, głęboki? Przyzna, że ja sam nie. Gdy biorę nowy materiał do analizy, przemyślenia, sam nie wiem co mi wyjdzie, jakie pojawią się wątki, wnioski. Tzn temat należy do tych ciekawych, bo ma mnóstwo zakamarków, niuansów
Dziś czwarta część, czyli co mam teraz z tym zrobić?
Jak dość często wspominałem w poprzednich częściach kluczem do pozbycia się tego lęku ze swojego życia jest wpierw uświadomienie go sobie i oczywiście przyznanie przed sobą, że „mam z tym problem”
Jeśli przejdziemy przez ten etap,, to zostanie nam droga ku rozwojowi – przyznam, że ciężko mi cały czas zrozumieć osoby, które kiedy uświadomiły sobie pewne trudność wokół siebie, postanawiają udać, że nie dostrzegły, nie zrozumiały – wybierają ścieżkę udawania, że nic się nie stało. Świadomie decydują się zostać w „starym i dobrze znanym piekiełku” – lęk przed nieznanym, przez koniecznością zmiany, rozwoju jest większy.
Cóż, każdy ma wolną wolę.
Ja piszę do tych co chcą iść do przodu, chcą zostawić złą przeszłość i patrzą z wiarą w przyszłość.
Rozwój w tym obszarze wiedzie przez poznanie swojej historii – kto, co, kiedy, jak wpłynęło na zaistnienie tego lęku u mnie. Nie będę ukrywał, że w przypadku tego problemu prawie na pewno będzie trzeba przejść przez terapię. Tylko ona da rzeczywiście trwałe, dobre rezultaty i dużą szansę umiejętności tworzenia dobrych związków po zakończeniu terapii. Gałązka (proces zmiany) jaka jest każdy widzi – nie ma tu czego objaśniać
(…)Odkrycia przeszłych doświadczeń i źródeł aktualnych problemów stanowią duże wyzwanie, a ich dzielenie z partnerem – szczególnie gdy obawiamy się odrzucenia, jest jeszcze trudniejsze. W przejściu przez tę drogę, w odkryciu przyczyn swojego lęku może pomóc dobry psycholog, który okaże wsparcie i nie przyjmie narzuconej mu przez Ciebie roli w relacji.
Psychoterapia pomaga dotrzeć do źródeł, zwiększyć samoświadomość i dzięki temu poszukać właściwych, działających rozwiązań – otwierając na rozwój osobisty i pozytywne myślenie o bliskich związkach.
Jednym z momentów, w których uświadamiamy sobie, że tkwimy w „bezpiecznym” ale, mało przyjemnym dla nas związku jest moment, gdy poznajemy kogoś nowego. Jeśli za co jakiś czas potrzebujemy „skoku w bok” lub w romansie pojawiło się duże uczucie, to powinno to być dla nas sygnałem, ze obecny związek nie zaspokaja wielu naszych potrzeb. Jednym z powodów może być fakt, że wybraliśmy sobie kiedyś „bezpiecznego” partnera, aby właśnie nie doświadczać lęku przed odrzuceniem, przed bliskością. Prędzej czy później dojdzie do sytuacji gdy pojawi się na Waszej drodze „miłość” i to będzie moment decydujący – zostać czy odejść.
Bardzo zniechęcam od bezpośredniego przejścia z jednego związku do drugiego. Potrzebne jest dobre rozstanie, dobre przepracowanie swoich demonów, a dopiero potem rozpoczęcie budowania dojrzałego związku. Ale pojawienie się „miłości” może być tym bodźcem, który w końcu da nam siłę i odwagę, aby coś ZROBIĆ.
Zatem omówię właśnie ten konflikt
Moi celem jest moje szczęście. Aby to osiągnąć potrzebuję miłości, spełnienia w związku, radości, ekscytacji, bliskości – dlatego też postanawiam związać się z nowym partnerem, który jest dla nie wyczekiwaną „miłością”
Z drugiej strony moim celem jest moje szczęście, dlatego potrzebuję bezpieczeństwa, przewidywalności, świętego spokoju (uniknięcia stresu), dlatego też zostanę z moim ‘bezpiecznym”, dotychczasowym partnerem.
Mamy zatem poważny konflikt. Uciekamy przed nim pewnie przez dużą część swojego życia. Niezaspokojone potrzeby nigdy nie dadzą Wam spokoju, weźcie się zatem za jego rozwiązanie.
Jakie rozwiązanie widzicie w tym konflikcie? Co możecie zrobić, aby Wasze potrzeby zostały zaspokojone? Co możecie zrobić, aby wyjść z tego konfliktu z siłą, podniesioną głową, poczuciem zadbania o siebie i nie krzywdzenia innych ludzi?
Czy widzicie jakieś rozwiązanie?
Jeśli nie, to w następnym poście zrobię pełną analizę założeń i poszukamy dróg rozwiązania.